piątek, 30 maja 2025

W andaluzyjskim domu pośród bananowców i …żółwi, cz. 2

 

Jak głosi lokalna legenda, w oczku stawowym tuż u podnóża majestatycznego buddy, pływało niegdyś 6 żółwi. Z niejasnych powodów i w niewyjaśnionych okolicznościach doszło między nimi do walki. Efektem ubocznym tego wydarzenia był fakt, że jeden z żółwi został znicestwiony przez jednego z współbraci. Na szczęście mieliśmy niebywałą przyjemność uczestniczyć w życiu 5 pozostałych, choć chwilami się zastanawiam, czy to raczej nie one w naszym. 

Żółwie stały się nieodłącznym elementem naszych wakacji. Poranna wizyta w kuchni na piętrze i na zjawiskowym tarasie zaczynała się od wizyty u żółwi. Ta codzienna atrakcją w drodze na kawę pozwoliła nam się zbliżyć do naszych współtowarzyszy. i rozszyfrować ich codzienne rytuały. Po pływaniu czy pluskaniu się u stóp buddy następowało wylegiwanie się na słońcu. Pojawienie się któregokolwiek z przedstawicieli homo sapiens wywoływało niemałe zamieszanie. Co najmniej trójka z pływających stworów ruszała w naszą stronę, pozostałe tradycyjnie czekały na specjalne zaproszenie. Okazało się, że nasze żółwie doskonale sobie radzą z każdym językiem i reagują na nawoływanie naszej multi kulti grupy.

Dodatkową atrakcją naszej pięknej willi były bananowce. Moja miłość do tych drzewek, na równi z palmami, trwa od wielu lat. Drzewa bananowe przy basenie, pod zewnętrznym prysznicem, kładące się na tarasie, zaglądające do toalety dały niebywały pokaz swojego wdzięku. Szczególnie urocze były dorodne kwiatostany, przeradzające się na naszych oczach w mini banany.

Cały dom tonął w zieleni i egzotycznych kwiatach Dzięki uprzejmości gospodarzy mogliśmy biegać do ogrodu po cytryny prosto z drzewa. Sami zresztą sugerowali spożywanie trunków z darami natury ( zobacz powitalną ulotkę). Dzięki temu mojito nabrało innego wymiaru.
























Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Jestem ciekawa Twojej opinii.