sobota, 31 stycznia 2015

Powrót do szkoły , brak czasu i niezawodne naleśniki z parówką


Dzisiaj danie szybkie i bardzo łatwe w wykonaniu.
Powiem szczerze, że trochę mi to nie w smak,
bo bardziej mi odpowiadają skomplikowane wyczyny kulinarne.
Niestety, brak czasu na podboje kuchni,
bo zaczyna się wielki powrót do szkoły.
Tak więc przez weekend czeka nas ( mnie ? ) wygrzebywanie spod szafek zakurzonych plecaków,
mam nadzieję, że wolnych od zgniłych mandarynek czy kanapek,
odnajdowanie po kątach rozkomletowanych kredek,
napełnianie nabojami wcale nie tak wiecznych piór,
składanie rozklekotanego cyrkla,
szukanie rygi, ekierek i kątomierzy,
zakładanie nowych zeszytów, no bo stary gdzieś posiało,
tworzenie nowej listy łaskawych życzeń co do lepszej nauki i właściwego zachowania,
przeglądanie sterty ciuchów i kompletowanie szkolnych kreacji.

Czy u Was też tak, bo u nas aż iskrzy.
Młodzież załamana, że tak szybko minęło,
a my, starzy, z nadzieją wyczekujemy szkolnego dzwonka.
Znowu trochę oddechu od siostrzanych kłótni,
wtrącającego się młodszego brata,
od głośnej muzyki i niezrozumiałego RAP-u,
siedzenia po nocach,
leniuchowania przez pół dnia,
szykowania posiłków a'la carte.
Chyba polubię szkołę...

Naleśniki z parówką w sosie pomidorowym

Składniki:

naleśniki ( po 2 na osobę )
parówki cielęce ( po 2 na osobę )
kawałek sera żółtego
natka pietruszki

Na sos pomidorowy

3 łyżki koncentratu pomidorowego
2 ząbki czosnku
olej
sól, pieprz, oregano, ostra papryka w proszku

Najpierw smażę naleśniki.
W międzyczasie przygotowuję sos: w niewielkim garnku mieszam koncentrat pomidorowy z olejem i stopniowo podsmażam. Po 5 min dodaję przeciśnięty przez praskę czosnek oraz przyprawy. Całość mieszam dokładnie, dalej smażę, a po chwili dolewam niewielką ilość wody. Gotuję przez 15 min i  uzupełniam poziom wody.

W każdy naleśnik zawijam parówkę lub jej połowę, a następnie polewam obficie sosem pomidorowym. Posypuję startym serem żółtym i natką pietruszki. Nadziewane naleśniki odgrzewam w mikrofalówce lub, jeśli mam więcej czasu, zapiekam w piecyku.








czwartek, 29 stycznia 2015

Zimowe umiłowanie czerwieni, a w kuchni spaghetti bolognese



Zimową porą, jaka by ona nie była, rozgrzewam się czerwienią.
Kocham ten energetyczny kolor i lubię się nim otaczać,
zwłaszcza w długie, zimowe wieczory, niekoniecznie śnieżne.
Czerwień gości w domowych dekoracjach,
a przede wszystkim na talerzach.
Wystarczy odrobina ognistej papryki lub iskrzący kolorem pomidorowy sos,
a zima staje się znośniejsza,
a może wręcz piękna, ale może lepiej nie przesadzajmy z tymi zachwytami.

W naszej kuchni, jak już parę razy pisałam, króluje makaron.
Jestem wielbicielką wszystkich jego tradycyjnych wersji,
a i często lubię też niebanalne zestawienia.
Sos bolognese jest jednym z takich klasyków.
Dla dorosłych polecam ten z dodatkiem czerwonego wina,
oczywiście do sosu, nie do popijania, chociaż dobry kucharz tak się ustawi,
że i dla niego coś skapnie.
Kiedy jednak robimy obiad dla dzieci, nawet jeśli mają już -naście lat,
proponuję rozsądniejszą odmianę, a równie smaczną.

Spaghetti z sosem bolognese

Składniki:

500 g mięsa mielonego z indyka lub wołowiny
4 łyżki koncentratu pomidorowego
1 mała cebulka
4 ząbki czosnku
2 małe marchewki
2-3 liście laurowe
olej do smażenia
sól, pieprz, ostra czerwona papryka, harissa ( opcjonalnie )
500 g makaronu spaghetti
parmezan lub inny, dobry ser do posypania
listki bazylii do udekorowania

Na dużej patelni lub w dużym garnku podsmażam mięso na oleju. Po 5 min dodaję pokrojoną w kostkę cebulę i znowu podsmażam. Następnie dodaję koncentrat pomidorowy, po dobrym wymieszaniu kontynuuję poprzednią czynność, a następnie dodaję pokrojoną w kostkę marchewkę i przeciśnięty przez praskę czosnek. Całość dobrze mieszam i smażę jeszcze przez 5 min. Później wlewam stopniowo wodę tak, aby zakryła mięso, dodaję liście laurowe i ewentualnie łyżeczkę harissy. Gotuję przez 35-40 min.
Gorącym sosem polewam ugotowane wcześniej spaghetti, a wierzch posypuję startym parmezanem lub innym wyrazistym w smaku serem.









środa, 28 stycznia 2015

Prosta, choć nieco fantazyjna zapiekanka z ciasta francuskiego



Przechowywanie w lodówce lub zamrażalniku ciasta francuskiego
jeszcze nikomu chyba nie zaszkodziło.
Bywają w naszym życiu dni, kiedy posiłek pochłaniany jest niemalże na stojąco,
bo czas nagli i tysiące spraw odciąga naszą uwagę od kuchni.
W takich sytuacjach lubię przygotować wcześniej zapiekankę z ciasta francuskiego,
upiec na piękny, złocisty kolor, ostudzić i schować przed tęsknymi spojrzeniami.
W końcu ma to być przekąska na zabiegane dni bądź umiejętne wykorzystanie skarbów z lodówki,
dopóki w niej jeszcze są.
Może się okazać miłą niespodzianką po powrocie syna z treningu
albo fajnym dodatkiem do piłkarskim emocji przed telewizorem.
Nie jest to klasyczne gratin o określonej nazwie, złożone głównie z  ekskluzywnych składników,
podkreślone smakiem sera z wyższej półki.
Ten ostatni zastąpiłam zwyczajnym serkiem topionym ze średniej półki w mojej lodówce.
To raczej zwyczajna tarta z tym, co akurat miałam pod ręką.
Na wykwintne wersje przyjdzie jeszcze czas.

Fantazyjna zapiekanka z ciasta francuskiego

Składniki:

1 opakowanie gotowego ciasta francuskiego
3 jajka
pół szklanki mleka
100 g piersi z kurczaka
pół kostki kremowego serka topionego
pół pomidora
kawałek żółtej papryki
pół cebuli
garść natki pietruszki
sól, pieprz, papryka w proszku, gałka muszkatołowa

Najpierw układam ciasto francuskie wraz z papierem w formie do tarty. Wykrawam formę koła, a pozostałą część ciasta wykorzystam później do przykrycia. Podpiekam w temperaturze 180 stopni przez 7-10 min. Mięso z kurczaka kroję na drobne kawałki, posypuję solą i papryką w proszku i podsmażam z cebulką, a paprykę kroję w kostkę. Wszystkie składniki wykładam na ciasto i zalewam mieszanką z jajek i mleka, z dodatkiem pieprzu i gałki muszkatołowej. Dodaję kawałki serka topionego. Wierzch przykrywam paskami z pozostałości ciasta.
Piekę w temperaturze 170 stopni przez 40-45 min.






sobota, 24 stycznia 2015

Najtańsze ciasto z jabłkami dla niespodziewanych gości



To szybkie ciasto wymyśliłam, niestety nie z potrzeby piękna,
ale z potrzeby poczęstowania gromadki nieoczekiwanych gości:
płeć męska, średnia wieku 10, wymagania też średnie, ale konkretne: coś słodkiego.
Zatem do roboty, ale jak, skoro nie mam prawie niczego do osłodzenia życia jeszcze niewinnie słodkim młodzieńcom ( podkreślenie słodkości tu celowe ) ?
Oczywiście dla mojego syna temat obczajony, no bo przecież "zawsze coś pieczesz".
No, tak, zawsze nie znaczy akurat teraz.
Ok, spróbujmy, ale cudów nie będzie.
Biorę więc cudem ( a jednak ! ) ocalałe dwa jajka, trochę cukru, mąki i trzy niewielkie jabłka.
Pracy prawie zero, więc tym bardziej mi się podoba,
pieczenie błyskawiczne, a przy podawaniu na stół ...euforia!
Ciasto znika w parę minut.
Odtąd zawsze je piekę, kiedy mamy ochotę na słodkie i szybkie co-nieco.

Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej ? Na co było to godzinne wyrastanie ciasta
na bułeczki z serem, ucieranie kremów, pieczenie fantazyjnych ciasteczek.
A może chłopcy lubią po prostu coś zwyczajnego, niewymyślnego, bez przekombinowania.
To wszystko pod warunkiem, że do ciasta dołoży się odpowiednią porcję multimedialnej rozrywki.

Najtańsze ciasto z jabłkami

Składniki:

2 jajka + 1 białko ( opcjonalnie )
1,5 szklanki mąki
pół szklanki drobnego cukru
pół łyżeczki proszku do pieczenia
2-3 nieduże jabłka
łyżeczka bułki tartej
łyżeczka cynamonu
szczypta cukru

Najpierw ubijam pianę z białek z odrobiną soli. Kiedy piana zaczyna sztywnieć, dodaję po łyżce cukru i nadal ubijam. Następnie dodaję żółtka i przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia. Bardzo delikatnie mieszam całość łyżką. Ciasto przekładam do natłuszczonej formy, obsypanej bułką tartą i układam na wierzchu pokrojone w talarki jabłka, wymieszane z cynamonem i odrobiną cukru. Przed rozłożeniem jabłek, powierzchnię ciasta posypuje lekko bułką tartą.
Ciasto piekę w temperaturze 170 stopni przez 25 - 30 min. Po ostudzeniu wierzch posypuję cukrem pudrem.










czwartek, 22 stycznia 2015

Faworki ( chrusty ) pod pudrową kołderką z cukru


Nic na to nie poradzę, ale faworki kojarzą mi się z zimą.
Boję się, że jeśli przez kolejne lata karnawałowe miesiące będą tak ciepłe i bezśnieżne,
to będziemy musieli pomyśleć o lżejszych wypiekach,
a nie o tych znikających pod powierzchnią skwierczącego oleju.
A może na naszych stołach pojawią się sorbety
i w ten sposób zdobędziemy namiastkę mrozu z zamierzchłych lat ?
Pomimo braku śniegu i sprzyjającej aury śmiem twierdzić,
że pewne przysmaki nigdy nie przeminą,
ot, chociażby faworki.

Właściwie nie wiem, czy powinnam je tak nazywać,
bo ja się wychowałam na...chrustach.
Chrusty, chruściki miały być kruche niczym gałązki w pobliskim lesie,
gdzie spędzała dzieciństwo moja Mama.
Kiedyś nie było takiego wyboru karnawałowych specjałów,
mało kto robił hiszpańskie pączki czy szwajcarskie chuechli.
W każdym domu o solidnych kulinarnych podstawach i w miarę rozgarniętej gospodyni
musiały być faworki, serowe oponki i pączki z domową konfiturą.
Takie też były w kuchni mojej Mamy.
Oczywiście smażenie pączków to był cały rytuał, odkładany na wolne weekendy.
Moja rodzicielka robiła faworki bez wielkiego rozgłosu,
nawet nie wiem, kiedy lądowały na stole obsypane górą cukru pudru.
Kiedy starsza siostra wróciła z pracy z przepisem na "karnawałowe faworki",
powiało wielkim światem.
Zastanawiałam się, co to za cudo, na pewno lepsze od tych domowych.
Wyglądały i smakowały tak samo, miały tylko ozdobną obwódkę,
ale nazwa brzmiała intrygująco.

Mam wrażenie, że kiedyś wszystko przeżywało się intensywniej niż dziś,
czekało na zakup średnio dostępnych produktów do wypróbowania nowego dania
lub na nowy przepis nieco surrealistycznych dań koleżanki mamy czy cioci.
Kombinacje kuchenne nie miały końca.
Wzdycham z utęsknieniem do tamtych lat,
które tylko z pozoru były biedne.
Ja zaś swojego przepisu nie zmieniam od lat,
bo to, co dobre powinno pozostać w pierwotnej formie.

Faworki, czyli domowe chrusty

Składniki:

400 g mąki pszennej
3 żółtka
4 kopiaste łyżki kwaśnej śmietany
łyżeczka spirytusu lub octu
pół łyżeczki cukru
szczypta soli
olej do smażenia
cukier puder do posypania

Z podanych składników zagniatam ciasto. W czasie rozwałkowywania na blacie ciasto składam ponownie i uderzam wałkiem, powtarzając czynność każdorazowo przy nowej porcji ciasta. Z cienko rozwałkowanego ciasta wykrawam paski, a z nich jednakowej wielkości, nieco wydłużone romby. Faworki smażę dwustronnie w rozgrzanym oleju. Po wyjęciu przekładam na papier kuchenny, a po całkowitym wystygnięciu posypuję je cukrem pudrem z wanilią.












wtorek, 20 stycznia 2015

Najprostsze ciasto drożdżowe i tęsknota za babcią



Moim dzieciom zamarzyło się ciasto drożdżowe.
Po wszystkich wypiekach z kremami, galaretkami, fantazyjnymi nadzieniami,
zatęskniły za prostą formą wypieków.
Cieszy mnie to bardzo, bo uwielbiam to skromne ciasto,
które nie przytłacza ilością tłuszczu czy cukru.
Dzieciaki wzdychają do drożdżowych ciast  mojej Mamy.
Może dosięgły je wspomnienia przed zbliżającym się Dniem Babci ?
Cieszę się, że z tak cudownymi smakami kojarzy im się babcia,
z jej pracochłonnym wyrabianiem ciasta, z robieniem kruszonki i ciągłym kombinowaniem,
jak tu ją podkraść.
Dzisiaj ja muszę im ożywić te wspomnienia,
dołożyć swoją cząstkę do ciasta, włożyć całą miłość w jego wyrastanie.
Na pewno nie będzie to łatwe zadanie,
bo choć uwielbiam drożdżowe wypieki,
to zbyt mocno kojarzą mi się z domem rodzinnym i wywołują we mnie bolesną tęsknotę.
Zachęcam Was do wypróbowanej przeze mnie wielokrotnie podstawowej wersji ciasta drożdżowego.
Jest ono bardziej ekonomiczne niż u naszych babć i nie zawiera zawrotnej liczby żółtek.
Możecie urozmaicić je poprzez dodanie skórki pomarańczowej lub rodzynek.
U mnie dodatkowe składniki na pewno zostałyby skrupulatnie wydłubane,
więc pozostawiam je w podstawowej formie.

Najprostsze ciasto drożdżowe

Składniki na ciasto:

2 żółtka
1 całe jajko
400 g mąki pszennej
pół szklanki cukru
100 g roztopionego masła
20 g drożdży
szklanka letniego mleka
szklanka letniej wody
szczypta soli

Składniki na kruszonkę:

2 szklanki mąki
1 szklanka cukru
100 g masła

Wszystkie produkty wyjmuję z lodówki na co najmniej godzinę przed przygotowywaniem ciasta. Do głębokiej miski przesiewam mąkę i dodaję szczyptę soli. W mące robię wgłębienie, wkładam pokruszone drożdże i zalewam je ciepłym mlekiem. Zostawiam na 5 min. Następnie dodaję pozostałe składniki i mieszam z ciastem. Zazwyczaj staram się wyrabiać ciasto rękoma przez kilka minut. Kiedy zaczyna odchodzić od rąk i miski, przykrywam je lnianą ściereczką i odstawiam w ciepłe miejsce na ok.godz. Po pół godz wyrastania ciasta, uderzam je 2-3 razy pięścią i pozwalam w cieple rosnąć dalej. W międzyczasie z podanych powyżej składników robię kruszonkę.
Po wyrośnięciu ciasta przekładam je do natłuszczonej formy i posypuję obficie kruszonką.
Ciasto piekę przez 30-40 min w temperaturze 180 stopni.








niedziela, 18 stycznia 2015

Market jelbana i nasze patriotyczne kibicowanie Tunezji


Dzisiaj kibicujemy Tunezji w piłce nożnej.
Właśnie rozpoczął się kolejny African Cup of Nations.
To nasze wspólne oglądanie stało się zimową tradycją.
Wiem, że Zakopane śledzi dzisiaj wysokie loty naszych skoczków,
ale nasze serca biją teraz dla pilkarskiego reprezentacji z Maghrebu.
Atmosferę wzbogaca fakt, że z kuchni dobiegają odpowiednie zapachy.
Pewnie powinniśmy przegryzać jakieś paluszki, orzeszki czy chipsy,
ale nie tym razem.
Ma być ostro, pomidorowo i orientalnie.
Kuchnia  budzi w nas  patriotyczne uczucia
i przez cały wieczór bliżej nam do afrykańskiej piłki niż do nart.


Market jelbana - ragout z kurczakiem i zielonym groszkiem

Składniki:

4 kawałki kurczaka
3 łyżki koncentratu pomidorowego
1 mała cebula
2 ząbki czosnku
połowa zielonej papryki lub jedna zielona ostra
200-250 g zielonego groszku ( z puszki lub mrożonego )
sól, cumin, łyżeczka harissy
tabl ( opcjonalnie ) - tunezyjska przyprawa
olej do sosu

Do garnka z szerokim dnem wlewam olej, koncentrat pomidorowy i kawałki kurczaka. Dodaję przyprawy i po dokładnym wymieszaniu podgrzewam powoli całość. Po 5-7 min dodaję wyciśnięty przez praskę czosnek. Ponownie mieszam, podsmażam prze kolejne 5 min i dodaję wodę tak, aby przykryć mięso. Gotuję przez 30 min. Po tym czasie dodaję pokrojoną w pióra cebulę i zielony groszek. Całość gotuję jeszcze przez 10 min, a pod koniec gotowania dodaję paprykę.








sobota, 17 stycznia 2015

Sałatka z tuńczykiem jako pasta kanapkowa



Jestem miłośniczką sałatek pod każdą postacią i o każdej porze roku.
Z utęsknieniem czekam na wiosnę i kompozycje nowalijek na półmiskach
albo wyobrażam sobie liście soczyście zielonej sałaty skropionej jedynie oliwą z balsamico.
O tej porze roku to nie są raczej proste marzenia.
Muszę szukać rozwiązań wśród zimowych straganów
lub zawartości własnej lodówki.
Ta mnie niekiedy potrafi mile zaskoczyć, bo kiedy wydaje mi się,
że oferuje jedynie pustą przestrzeń,
odnajduję niespodziewanie takie cudeńka, jak niedojedzony tuńczyk,
niedokończony słoiczek majonezu czy zapomniana kukurydza.
Jajka należą u mnie w domu do klasycznego wyposażenia.
Źle bym się czuła, abym ich nagle nie znalazła w zapasie.
Zapewne znacie sałatkę robioną z powyższych składników z dodatkiem jajek,
która równie dobrze smakuje jako pasta kanapkowa,
podana na chrupiących tostach.

Sałatka - pasta z tuńczykiem i mój przepis dla Was

Składniki:

5 jajek ugotowanych na twardo
pół puszki tuńczyka
pół puszki kukurydzy
3 ogórki konserwowe
pół cebuli
3 łyżki majonezu
2 łyżki jogurtu naturalnego
sól i pieprz

Wszystkie składniki kroję w kostkę, a jeśli planuję zrobić pastę kanapkową, wówczas znacznie drobniej. Dodaję majonez z gęstym jogurtem naturalnym, doprawiam sałatkę i dobrze mieszam całość.
Pastę podaję na tostach i dodatkowo kładę na wierzchu porcję tuńczyka.