Lola to imię mojej Mamy...głos więdnie w gardle,
bo powinnam powiedzieć, że to było Jej imię.Na początku marca odeszła od nas,
zostawiła ślady po rozkwitających krokusach,
nieśmiałych oznakach budzącej się wiosny.
Czy można żyć z wyrwanym sercem ?
Niepokojąca cisza, niedokończone rozmowy, przerwane myśli...
Kilkudniowa żałoba w domu, wyciszone córki, syn odkrywający bolesne uczucia,
godziny przenikające w noc, szukanie Jej zapachów i okrutne pretensje do życia.
Smutek to nie tylko czarne odzienie...
Zaledwie dwa dni przed Jej śmiercią odwiedziny we śnie zmarłego Taty, wystrojonego,
promieniującego na samą myśl ponownego spotkania z ukochaną żoną,
czyżby wyszedł Ją powitać na granicy światów ?
Rozpacz nie może trwać wiecznie, a czas nie leczy wszystkich ran,
ale czuję, że pora na pierwsze czułe wspomnienia,
w które coraz częściej wkrada się uśmiech.
Chęć bycia lepszych człowiekiem, ulga, że porzucony świat nadal istnieje.
Nadzieja...
Z czasem oswajasz się z taką sytuacją, sentymentalnie słuchasz muzyki, którą lubiła (moja jeszcze lubiła śpiewać), zanosisz Jej ulubione kwiaty, rozmawiasz z Nią na głos, opowiadasz co słychać i tak jesteście dalej razem, ale w trochę innej konfiguracji, tylko Ty mówisz, ale i tak wiesz co by Ci odpowiedziała, bo świetnie Ją znasz...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPięknie to opisałaś .. Ja po 4 latach już myślę inaczej niż wtedy, spokojniej, dojrzalej, choć serce nadal płacze...
Usuń