niedziela, 11 września 2016

Na arabskim souku w poszukiwaniu idealnego barana


Byliście kiedyś na prawdziwym arabskim souku ?
Ja przez wiele lat odwiedzałam wszystkie możliwe,
ale przyznam, że ten z baranami zrobił na mnie największe wrażenie.
Położony na peryferiach miasta, na wzgórzu,
zdawałoby się z dala od wiejskiego gwaru.
Nic bardziej mylnego, bo od przekrzykiwania się sprzedawców
i donośnego ryczenia baranów niejednego Europejczyka
mogłaby rozboleć głowa.
Barany okazały się piękne i faktycznie potulne,
dzielnie znosiły długie oględziny.
Musicie wiedzieć, że zakup odpowiedniej sztuki to nie lada wyczyn.
Najwytrwalsi kupujący przez kilka dni poprzedzające święta
odwiedzają okoliczne targowiska i szukają odpowiedniego osobnika.
Podnoszą mięciutką, włochatą skórę, sprawdzają grubość warstwy mięsnej,
otwierają szczękę i badają uzębienie
oraz zadzierają do góry i odchylają tylne nogi, aby sprawdzić stan przyrodzenia.
Zdecydowanie to nie jest miejsce dla delikatnych kobiet.
Ja oczywiście nie mogłam odpuścić takiej okazji, więc chodziłam pomiędzy stadami baranków
o białym puchu, rogatych piękności czy nietypowych gatunków o ciemnym ubarwieniu.
To pewnie tutejsze czarne owce baraniej zagrody.
Lokalni pasterze nie sprzeciwiali się robieniu zdjęć,
a raczej dumnie pokazywali swoje najlepsze okazy.
Młodzi, bardzo często nieletni sprzedawcy z chęcią pozowali do fotek,
co nie omieszkałam natychmiast wykorzystać.
Dwugodzinny spacer zakończył się sukcesem,
a do domu wróciliśmy z dwoma baranami.
Na szczęście nie musieliśmy ich ciągnąć za kopyta przez pół drogi,
a kulturalnie dostarczono nam je do domu.
Później zaczął się inny rozdział w naszym życiu,
ale to już materiał na osobną baranią opowieść.













Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Jestem ciekawa Twojej opinii.