Mówię to ze stanowczością po wieloletnich obserwacjach
miejscowych souków, koszy z zakupami czy podglądaniu
tunezyjskich pań domu w ich gospodarstwach.
Nie jest to miłość tak potężna i przebojowa jak na drugiej pólkuli.
Tutaj jest to raczej uczucie subtelne, nieinwazyjne
i wymagające sprawnego oka.
Nie zawsze uda się dostrzec dynię,
nawet na pobliskim bazarku.
Nie roztacza swojego wdzięku na przydomowym trawniku.
Najczęściej jest bezlitośnie poćwiartowana
i trzeba jej wypatrywać pod stertą dziesiątek innych warzyw.
Nawet jej udział w kuchni nie jest dominujący,
nie stanowi dania samego w sobie,
lecz jest wyśmienitym dodatkiem zarówno smakowym,
jak i kolorystycznym.
Wyobraźcie sobie couscous z dynią, podsmażane kawałki dyni do chrupiącej ryby,
suszone pestki podjadane na nadmorskim murku z widokiem na odprawę statków
czy też krem imbirowo - dyniowy,
którym w upalny, letni wieczór przekupiłam teściową.
Ależ się zrobiło pomarańczowo :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Jestem ciekawa Twojej opinii.