Nie wyobrażam sobie świat bez dobrego ciasta. W moim rodzinnym mama piekła gigantyczne makowce. Miały tak nieprzyzwoity rozmiar, że ledwo mieściły się na blasze. Pachniały bakaliami i rumem, a mak był trzykrotnie przeciskany przez maszynkę. Zawsze był piernik i to nie byle jaki, bo w formie tortu. Mama uciearała krem, a my oblzywaliśmy drewnianą łyżkę, choć wiecie, czym to groziło ( łysy mąż ). W swoim warszawskim domu zawsze piekłam sernik. Był piękny, aksamitny, po pieczeniu chłodzony w lodówce.
Moje życie tutaj jest bardzo zabiegane, więc często kupujemy na świąteczne popołudnie lokalny specjał, jak np. Eierlikörtorte, czyli ciemny biszkopt przełożony kremem z adwokatem. Do kawy podajemy zawsze ciasteczka, które piekłyśmy z córką w czasie Adwentu oraz przeróżne pralinki. Miłym i nieodzownym elementem jest zawsze dobry film i obecność najbliższych, którą cenię sobie ponad wszystko.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Jestem ciekawa Twojej opinii.