środa, 8 października 2014

Nasze kuchenne wybory



Gotować dla moich kochanych domowników - bezcenne,
dogodzić każdemu  - nierealne.
Kulinarne wymogi mojej rodzinki stają się coraz bardziej wyrafinowane,
a lista życzeń coraz dłuższa.
Niezmiennie szokuje mnie oryginalność wymówek,
gdy czegoś nie lubią,
ich lawirowanie pomiędzy chęcią wymigania się od obiadu,
a przemyceniem pomysłu na własną wersję obiadu.
Pamiętam, że w czasach szkolnych przechowywałam owinięte w gazetę placki ziemniaczane.
Prawie kwitły między podręcznikami w mojej szafce.
Jedzenia się nie wyrzucało,
respekt rodziców do wszelkiej żywności był normalny w tamtych czasach.
Dzisiaj bez głębszego zastanowienia lądują nasze niedojedzone porcje w globalnym śmietniku.
Cebulową zupę taty jadło się do wieczora,
mogłaby się pokryć grubymi okami tłuszczu z zimna,
a niepokonany kucharz by nie odpuścił.
Dzisiaj taka zupa byłaby zapewne kulinarnym objawieniem,
ale przed laty była dla mnie po prostu bleee.
Z moimi chłopcami nie mam problemów w kuchni.
Mają raczej podobne upodobania.
Kiedy ulubione danie pojawia się przed moim mężem,
wierna jego kopia wędruje do syna.
Jest jeden warunek: Ja też chcę takie udekorowane.
To chyba ważne, że ojciec kształtuje kulinarne gusty swojego dziecka.
Nie musi być ciągle ekspertem od gry w piłkę i naprawy roweru.



A jutro dla bezpieczeństwa chyba ugotuję poczciwą pomidorówkę.
Choć może być problem: ze śmietaną w środku, bez śmietany, z dużą ilością oregano
czy może jednak więcej bazylii, z normalnym makaronem czy niteczkami, a może jednak z ryżem...

Najpierw jednak przed nami zdjęcie gipsu z nogi Sary.










Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Jestem ciekawa Twojej opinii.