sobota, 18 października 2014

Sałatka z ...zupy




W połowie tygodnia pojawił się u nas rosół.
Przez większość członków rodziny powitany z radością.
To zapowiedź zmiany temperatury i spędzania coraz więcej wspólnych, ciepłych chwil razem.
Ochota zrobienia porządnej zupy rosła we mnie wraz z pogarszającym się mrokiem,
nie samo jej konsumowanie, ale sam fakt przygotowań.
Nie żałowałam warzyw do mięsnego wywaru.
Wcześniej miksowałam je i robiłam mielone kotlety dla dzieci.
Kolejna próba przemycenia zdrowych produktów zakończona sukcesem.
Niestety zawsze musiałam wydłubywać natkę pietruszki,
ale czego nie zrobi się dla uśmiechu dziecka.

Dzisiejsza kolacja jest, w pewnym sensie, efektem ubocznym wcześniejszego gotowania.
Warzywa posłużyły mi do zrobienia tradycyjnej polskiej sałatki.
Nie uznaję zjadania jej przy konkretnej okazji.
To danie tak udane w swej prostocie,
że aż się prosi o przyrządzenie w zwyczajny dzień.
Oczywiście wolę sałatki bardziej wyrafinowane,
ale dziś nie komplikujmy sobie życia.

Sałatka doskonała, bez przepisu,
bo każdy tworzy własna historię tej warzywnej mieszanki.
W ramach minimalnego szaleństwa można dodać posiekaną natkę pietruszki i koperek.
Wyjątkowo nie eksperymentuję tu z arabskimi przyprawami,
ma być swojsko i bez kombinacji.
Do naszej polskiej, kultowej już przystawki mój kochany podchodzi raczej z rezerwą.
Dla niego jest to rosyjska sałatka,
którą zjada ze dwa razy w roku na toście z dodatkiem tuńczyka.
Wówczas nasze danie nabiera zupełnie innej mocy.













Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Jestem ciekawa Twojej opinii.